Skąd to zamiłowanie do polskiego plakatu?
Zacząłem zbierać plakaty w 1981 roku. Bylem wtedy informatykiem, krotko po studiach matematycznych. Zauważyłem że polskie plakaty maja niesamowite powodzenie wśród obcokrajowców odwiedzających nasz kraj, turystów bądź przybywających w interesach. Plakat przywieziony z Polski stanowił niepowtarzalną pamiątkę i był oryginalnym upominkiem. Pomyślałem, że plakat może stać się dla mnie furtką do podróżowania po Europie. Pierwsze moje wyprawy odbywały się pociągiem do Wiednia, dokąd można było dotrzeć bez wizy. I tam sprzedawałem plakaty. Kiedyś zastał mnie tam stan wojenny. Bardzo niepokoiłem się tym co się dzieje w Polsce, więc postanowiłem wrócić do kraju. Działałem wtedy w Solidarności. I jak został ogłoszony stan wojenny, wyrzucono mnie z pracy. Pozwolono mi pracować jedynie na stanowiskach pracowników niewykwalifikowanych.
Zakochałem się w polskim plakacie jeszcze podczas stanu wojennego. W 1984 posiadałem już spora kolekcje plakatów. Zacząłem wtedy jeździć do Paryża. Sprzedawałem plakaty na ulicy, rozłożone na macie, na moście przy Louvres oraz na dziedzińcu Centre Georges Pompidou. Polskie plakaty budziły duże zainteresowanie wśród Paryżan. Oglądali moje plakaty, czasem kupowali. Któregoś dnia, wracając z Paryża zaczepiłem o Berlin, dokąd, od tego czasu, przez kilka lat, jeździłem co dwa miesiące, pokazując swoja kolekcje.
W jaki sposób powstała galeria?
Moje podróże trwały do końca lat 80. W Warszawie zacząłem pracować w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Starałem się zainteresować Zamek wystawa moich plakatów, ale Dyrektor muzeum nigdy się nie zgodził. Uważał pewnie że plakat, w dziedzinie sztuki współczesnej, jest zbyt mało ambitny…
Wtedy idąc do pracy przechodziłem codziennie przejściem podziemnym pod placem Na Rozdrożu. Miejsce mi się spodobało, i na początku 1993 r. przyszedł mi pomysł stworzenia tam galerii plakatu. Dzięki położeniu, moim kontaktom oraz pewnie internetowi, galeria się rozkręciła. W tym roku galeria obchodzi swoje 10-lecie.
My kolekcjonerzy mamy nie najlepsze zdanie o Muzeum Plakatu w Wilanowie. Ludzie z muzeum nie potrafili rozwinąć jakiejkolwiek współpracy, nie chcą być partnerami. Muzeum ciągle tkwi w ustroju komunistycznym. Jako cześć Muzeum Narodowego, Muzeum Plakatu nie ma żadnego przebicia. Największym ich problemem jest brak środków. Nie maja pieniędzy na zakup plakatów i liczą jedynie na datki. Jak organizują wystawę, plakaty rozwieszane są jedynie w obrębie muzeum i parku... Choć muzeum posiada ogromne zbiory, rzadko organizowane są ciekawe wystawy. Raczej nastawiają się na komercyjna stronę. Ponadto bardzo wielu ciekawych grafików nie doczekało się wystaw, jak np Jerzy Czerniawski, który jest jednym z najlepszych grafików w Polsce i na świecie.
Jedynie Muzeum Narodowe w Poznaniu ma ustalony program i zajmuje się twórcami polskiej szkoły plakatu. Dyrektor Działu Plakatów, Zdzisław Szubert - człowiek zakochany w polskim plakacie - jest najważniejsza postacią plakatu w Polsce a nawet za granica. To człowiek ceniony przez wszystkich i każdą inicjatywa ma jego poparcie. To on zorganizował ostatnią wystawę dla Jana Lenicy [pokazując prace Lenicy, jego siostry i ojca] przed jego śmiercią, dzięki ogromnemu zaangażowaniu.
Jeśli chodzi o Biennale, jest to impreza o wielkiej tradycji, która wywołuje duże zainteresowanie ludzi z Polski i z zagranicy. Natomiast ocena nagrodzonych prac zależy od pracy jury. Moim zdaniem w ostatnich latach za bardzo promowano prace powstające przy udziale komputerów. Jak rozmawiam z twórcami to słyszę, że uważają oni Biennale za mało promujące prace powstałe z natchnienia, stworzone z reki artysty. Ostatnio Wałkuski, z którym się przyjaźnię, powiedział mi, że nie będzie wystawiał na Biennale. Problemem jest to, kogo zaprasza się do Jury. Ostatnio nie odzwierciedlało ono specyfiki polskiego plakatu. Wiele lat temu, gdy Biennale było organizowane w Zachęcie, było to ogromne święto, twórcy bardzo sobie cenili tą imprezę. Ówczesna pani kurator Zachęty pasjonowała się swoją pracą i organizowała Biennale tak dobrze, że było one odbierane jako najważniejsze na świecie.
Według mnie termin polska szkoła plakatu bardziej pasuje do okresu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Dzisiaj zmieniły się warunki. Państwo nie jest już mecenasem wspierającym tę dziedzinę sztuki i nie wszyscy twórcy dają sobie radę w nowej rzeczywistości. Istnieje ryzyko, że zajmowanie się tylko plakatem nie pozwoli im żyć na wystarczającym poziomie. Niemniej, mam przekonanie, śledząc na bieżąco sytuacje, że polski plakat się broni, a w każdym razie już nic gorszego nie może go spotkać. Co roku polskie uczelnie artystyczne opuszcza wielu absolwentów z wydziałów plakatu, uczą się np. u prof. Wasilewskiego, u prof. Górowskiego czy u prof Kalarusa. Polski plakat się odnajdzie, tyle że - i to jest najgorsze - zniknął z ulic.
Spośród obecnych nowych, ciekawych ale już doświadczonych twórców wymieniłbym Mirosława Adamczyka z Poznania , Wiesława Grzegorczyka z Rzeszowa i Leszka Zebrowskiego ze Szczecina.
Jakie wystawy godne polecenia? Czy wkrótce Pan będzie organizował wystawę?
Niedawno została otwarta wystawa p. Mieczysława Wasilewskiego w Warszawie, w prestiżowej galerii "Prezydenckiej". Wasilewski to jeden z najlepszych uczniów H. Tomaszewskiego, i jeden z najwspanialszych ludzi polskiego plakatu, kochany przez swoich studentów. Klasa sama w sobie. Japończycy zwrócili uwagę na niego i nie jest to przypadek. Jego oszczędny sposób obrazowania udowodnił, że można robić plakaty paroma kreskami. Szkoda, że wystawa przedstawia bardzo mały wycinek jego działalności, i że nie ma tam jego oryginalnych prac.
Jeśli chodzi o mnie, zostałem zaproszony do zorganizowania wystawy plakatów o tematyce teatralnej podczas organizowanego Miedzynarodowego Dnia Teatru, który odbedzie się w Pałacu Kultury. Wystawa zostanie otwarta 26 marca br. w prestizowej galerii przy Teatrze Studio.